piątek, 15 grudnia 2017

Wewnętrzne rozdarcie

Wzięło mnie trochę na przemyślenia, więc jeśli nie lubisz czytać "smętów*", to możesz pominąć ten wpis ;)
* tak to ten wpis z serii użalania się nad sobą 



Ostatnio coraz częściej mam poczucie niespełnienia, poczucie braku czegoś, co by mnie rozwijało w dziedzinach, które lubię. Poważnie zastanawiam się nad zmianą czegoś w moim życiu, ale czuję, że trzymają mnie pewne ograniczenia, może przyzwyczajenia z których boję się wyrwać.

Planuję działania, stawiam sobie określone cele, wymyślam rzeczy które chciałabym osiągnąć, w głowie mam już cały schemat, co zrobię w danych sytuacjach, a jedynie czego mi brakuje to realizacja tych moich planów. Zwyczajnie jestem typem osoby, którą w pewien sposób stresują zmiany, i jak jeszcze to jest do zaakceptowania, tak ograniczenie związane z obawą przed sprawieniem zawodu najbliższym jest wręcz paraliżujące. Do czego dążę?



2018 miał być wyjątkowym rokiem, głównym założeniem na ten rok miało być powiększenie stada o kolejnego czterołapnego. Wiem, że jeszcze jesteśmy w '17, ale mam nieodparte wrażenie, że z moich planów jednak nic nie wyjdzie...
Jak zwykle odpływam w swoje marzenia, pany, ale ich nie realizuję, bo najzwyczajniej w świecie boję się wyjść ze swojej ciepłej norki, chyba jestem zbyt zachowawcza, konserwatywna? Nie chce zmieniać stanu rzeczy, bo czuję się bezpiecznie w tej rzeczywistości. Po prostu nie potrafię, a może podświadomie nie chcę, wziąć się w garść, wziąć marzenia w moje ręce i zwyczajnie to zrobić. Kryję się i wyglądam z tej mojej norki w oczekiwaniu, że ktoś za mnie przejdzie do działania, np. rodzice powiedzą "Nie myślałaś, żeby kupić sobie nowego psa?". Albo zostanę z tego stanu rzeczy brutalnie wyciągnięta za bety jakimś nagłym zdarzeniem np. śmiercią Czakiego...

Wiem, że to co piszę, nie jest "zdrowe" i pokazuje, jakie mam poczucie własnej wartości, czy też jaka śmiała i odważna jestem, ale nie o to chodzi, chodzi głównie o to, że wiem, że z Czakim, pomimo mojej wielkiej miłości do niego, nie zrobię nic więcej, wszelkiego rodzaju sporty kynologiczne, ze względu na jego stan zdrowia (zwyrodnienie kręgosłupa, chore serce i ostatnio ogólne gorsze samopoczucie), są dla nas nieosiągalne. A może to właśnie tak ma być, może przez to w jakiej sytuacji teraz się znajduję ma nauczyć mnie pokory?


Z jednej strony chciałabym rozwinąć skrzydła w świecie kynologicznym, a z drugiej strony nie chcę zawieść ludzi, na których mi zależy, bo wiem jakie mają w stosunku do mnie oczekiwania. W tym miejscu moje błędne koło się zamyka, i nie potrafię z niego wyjść. Wiadomo, przed każdą decyzją rodzi się miliard wątpliwości, rozeznaje każde za i przeciw, ale analizując moją aktualną sytuację nie potrafię dojść do jakiegoś konsensusu.

Nawet nie wiecie jak zazdroszczę ludziom, którzy idą w pewien sposób na żywioł, nie martwią się (albo tego nie pokazują) co będzie dalej, w pewien sposób stawiając swoich bliskich przed faktem dokonanym. Też bym tak chciała. Najlepszym przykładem jest moja siostra, chciała goldena i dopięła swego, chyba jest dobrym manipulatorem, że owinęła sobie mamę wokół palca, a Axel dopełnił dzieła i oczarował tatę - dobrali się wyśmienicie ;)










Czy to już czas na zmiany? 

środa, 19 kwietnia 2017

Dom starców, czyli o seniorze słów kilka...

9 lat minęło jak jeden dzień... Wychodzi na to, że Czaki rozpoczął swoją jesień życia. Jej drobne objawy zauważałam już w tamtym roku, ale teraz przyszła ze zdwojoną siłą...


Od wiosny tego roku głównie dokucza nam zwyrodnienie stawów w lewej tylnej łapie, a co za tym idzie kulawizna i zapalenia stawów. Jedno prześwietlenie mieliśmy z końcem 2015roku (pojawiła się lekka kulawizna, ze zdjęcia RTG wyszło, że zwyrodnienie jest spowodowane bardzo starym złamaniem, które źle się zrosło, w ogóle ta sprawa to temat na odrębny wpis...), cały '16 przetrwaliśmy bez większych problemów, a teraz BUM, w tym tygodniu czeka nas prześwietlenie, zobaczymy co z tego wyjdzie (oczywiście jak będę wiedziała coś więcej, to dam znać)

      Od jakiegoś czasu zauważyłam u Czakiego nadwrażliwość na dźwięki, oczywiście te wysokie/"ostre". Stuknięcie, puknięcie, wystrzał, pisk opon, czy ryk silnika, wiadomo nieprzyjemne, ale jednak dawniej reakcja była inna, teraz psisko wzdryga/przestrasza się, i ewentualnie ostrzegawczo ujada.

Dalej, kłopoty ze słuchem (co prawda wybiórcze, bo dźwięk otwieranej lodówki, czy worka karmy usłyszy bezbłędnie). Ale fakt faktem, że słuch mu się nieco przytępia, i zaczyna znacznie polegać na wzroku. Zwłaszcza zauważalne jest to gdy mój głos ma jakiegoś "rywala" (inne dźwięki podobnej głośności), wtedy muszę powtórzyć coś kilka razy, żeby zostało zauważone przez rude uszyska.


    Zęby też dają się we znaki, zwłaszcza, że przez przodozgryz od zawsze miał problemy z kamieniem/dziąsłami. Teraz co prawda kamienia w większości się pozbyliśmy, co nie zmienia faktu, że z suchą karmą nie zawsze daje sobie radę.

     Zzzzz.... Spanie, spanie i jeszcze raz spanie. Psisko stało się mniej żwawe, więcej czasu spędza na leżeniu/drzemkach. Mniej biega, choć pogoni za wroną nigdy sobie nie odpuszcza ;) Ma mniejszą ochotę na zabawy z Axelem, i jeśli już się bawią to w statyce, dzikich pogoni raczej nie zobaczymy.
Jednym z ostatnich objawów tej "młodej starości", to powolność. Różne rzeczy zaczyna robić znacznie wolniej, nie ma tu już tej dynamiki z poprzednich lat. Choć i tak jest bardziej dynamiczny niż Axel, bo ten to typowy flegmatyk :P


    Emocyje, od zawsze był mega emocjonalnym psem, ale teraz coraz więcej rzeczy zaczyna go drażnić. Staje się takim zgryźliwym i zrzędliwym staruszkiem, który wyraża swoje niezadowolenie z rzeczy, które nie idą po jego myśli.


Ale cóż zrobić? Trzeba znosić sir Czakiego i przyzwyczaić się do jego humorków...
Bo kto wie, ile nas jeszcze zostało czasu....


piątek, 10 lutego 2017

DIY: Jak zrobić matę węchową

Ostatnio coraz bardziej popularna staje się praca węchowa, a wiadomo, żeby się rozwijać trzeba też ćwiczyć. Bardzo fajnym "urządzeniem", które stymuluje psa do używania nosa jest mata węchowa, w gąszczu wystających frędzelków pies nie widzi smaków, więc musi je wywęszyć.

Do przygotowania maty użyłam kawałek wycieraczki i kolorowych kocyków polarkowych.


Kocyki pocięłam na kawałki o szerokości mniej więcej 2/2,5cm, dalej na pół i znowu na pół, tak, że jedna "niteczka" gotowa do wplecenia miała około 10cm długości.


Następnie zawiązywałam każdy gotowy pasek na każdej ściance jednego oczka (tak jak te czerwone paski na zdjęciu), dzięki temu mata jest gęsta, smaki łatwo schować i nie wypadają tak szybko na drugą stronę. Od dołu splot na koniec powinien wyglądać jak krzyżyki (drugie zdjęcie)



Przyznam szczerzę, że to strasznie monotonna robota. Zrobienie maty zajęło mi około 2h nie licząc przerw. Cenowo za dwie maty (siostra robiła większą dla Axela) wyszło ok. 46zł - 10zł wycieraczka, 12zł x 3 = 36zł za kocyki. Oczywiście koce można też dostać taniej w jakimś ciuchu, ale nie chciało mi się szukać :P 
Suma sumarum moja mata wygląda tak:


Czaki już przetestował, myślę, że mu się spodobała, w końcu dostaje żarcie "za nic". Kiedy smaki się skończyły, rozglądał się za nimi w macie Axa (który spał). 

Jak dla mnie bardzo fajnie sprawdza się jako zastępstwo konga, zajmuje psa na dłużej. Oczywiście Czaki ładnie z niej korzysta, ale Axel swoją podnosi/wnosi/zanosi gdzie chce, więc smaki chcąc nie chcąc czasem wyskakują. Mata, ku mojemu zdziwieniu, spokojnie wytrzymuje jego zabawy :D 


Odnośnie tego, co wkładać do maty, moim zdaniem suchą karmę. Po pierwsze łatwiej ją ukryć pomiędzy frędzlami, jest cięższa więc w pewien sposób wpada między nie. Psu łatwiej ją wyjąć, nie myli jej z miękkim kocykiem. Na zdjęciu powyżej można się dopatrzeć fragmentów wędliny, bo ją miałam pod ręką, no właśnie widać ją, bo później już mi się nie chciało grzebać i dokładnie ukrywać. ALE, jeżeli to ma być forma konga i zostawiamy z tym psa, to może lepiej poświęcić więcej czasu, żeby pies był zajęty na dłużej? 
No i jest jeszcze jeden aspekt... Rozwój relacji przewodnik-pies. W końcu możesz pomóc psu szukać kawałków karmy, to coś w stylu gry "Indian games" (nie wiem czy tak to się piszę), czyli polujecie razem na smakowite kąski, dzięki czemu zbliżacie się do siebie, jak wilki w stadzie :P
Dodatkowo pies rozwija pewność siebie, w końcu musi zaufać swojemu nosowi, żeby znaleźć to czego chce - bardzo przydatne u problemowych psiaków, które są lękliwe i niepewne siebie.

Dobra, kończąc, jeśli macie okazję to śmiało róbcie matę, to naprawdę świetny sposób spędzenia czasu z psem lub zamiennik konga ;)