Luty minął nam spokojnie bez żadnych przygód czy wyjazdów
Za to marzec... W pełni zaplanowany, miał być pełen wydarzeń, ale niestety rzeczywistość okazała się bardziej brutalna
Zaczynając od spalonego sprzęgła w aucie, co w konsekwencji uziemiło nas tuż przed zawodami PLN w Chorzowie 😓 Choć w sumie chyba i dobrze, bo jak się okazało dwa weekendy później, istniało spore prawdopodobieństwo, że pojechalibyśmy taki kawał drogi po disy 😛
No właśnie nawiązując to tego co wyżej. W przedostatni weekend marca byliśmy zapisani na wystawę, ale postanowiłam z niej zrezygnować na rzecz zawodów PLN w Warszawie.
Generalnie podczas tych zawodów dogonił nas efekt domino tego co sypało się już wcześniej w naszej zabawie w nosework. Z 2/3 ringów zeszliśmy z dyskwalifikacją. Pierwsza za przekroczenie czasu - tutaj nie mam żadnych "ale", bo cieszę się, że Oz pracował nieprzerwanie przez 4 min, trudnością okazała się jedna z próbek, a raczej jej oznaczenie, bo rejon mi Pan Pies wskazywał 😊
Drugi di-sik za przygodne siknięcie XD No i em, cóż, ekhem, no nie mam słów, zdarza się. Wydaje mi się, że był to efekt frustracji, bo oznaczył mi próbkę, ale nie tak jak zawsze, więc czekałam ze zgłoszeniem alarmu i taki oto efekt wyczekałam 😅
Natomiast trzeci ring zrobiliśmy z fałszywym alarmem, o który sama poprosiłam, bo dorzuciłam "gdzie jest", no to Pan Łasica oznaczył to co chciałam w "pojeździe", na którym się zafiksowałAM, czyli z zapachem zwodniczym. W efekcie ostatnie miejsce nasze! 😂
Co do problemów jeszcze to przede wszystkim Ozeusz odchodził mi od zapachu! I to ciąg dalszy mojej nieudolnej próby nauki oznaczania powiązanej (tak jak teraz to analizuję) z sugerowaniem się śliną innych psów, bo na treningu w domu (= sterylne warunki) nie robi takich rzeczy 😶
I w tak zwanym międzyczasie wyskoczyliśmy na suuper spacer w przecudowne miejsce z naszymi psimi Ziomalami 💚
Trzymajcie za nas kciuki, szczególnie za mnie, bo kwiecień wydaje się być najciekawszym miesiącem, a mi brak pozytywnego nastawienia... 😧